Patrzy
na niego, bo musi. Może nie musi. Tak jej się wydaje. On mówi z
przejęciem. Ręce ciągle w ruchu. Przygląda mu się i mruży oczy.
Gdzie posiała te okulary. Boże, starzeje się. Ale jakie to ma
znaczenie. Przecież słyszy... jeszcze słyszy całe szczęście. Ma
wrażenie, że obejmuje ją i zaczyna dusić. Dokładnie tak. Każde
jego słowo dusi ją bezsensem. Nagle jego usta zamieniają się w
dziób. No, kurcze. Teraz potrzebuje okulary. Zaczyna się robić
ciekawie. Wspaniale. Jego włosy stroszą się jak pióra. Piękne i
kolorowe. To trzeba mu przyznać. Piękny jest. Jego oczy jednak
nadal bez wyrazu, ptasie. Reflektują jego uczucia. Przestaje się
dziwić. Nagle on wskakuje na biurko i skrzeczy nieznośnie. Ma
nadzieję, że biedak jest lotnym stworzeniem. Otwiera okno. Rozwinął
skrzydła. Cisza. Zielone ściany zanurzyły ją w ciszy lasu. Jest
świetnie.